niedziela, 25 września 2011

Person of Interest – po premierze.


Person of Interest to jedna z tegorocznych premier, która trafiła na moją listę i cieszę się, że się tam znalazła. Po obejrzeniu bardzo kiepskiego początku Grey’s Anatomy (notka o tym pojawi się w najbliższym czasie) musiałam obejrzeć coś dobrego i się nie zawiodłam.

Serial opowiada historię Reese’a (James Caviezel), który w wyniku starcia z ulicznym gangiem trafia na posterunek, z którego wyciąga go Finch (Michael Emerson). I tak się wszystko zaczyna. Reese dostaje zlecenie pilnowania pewnej kobiety i robi to bardzo dobrze (jak przystało na byłego agenta CIA). Obaj mężczyźni mają swoje sprawy związane z rządem i z czasem na pewno dowiemy się o o innych powiązaniach. Nie chcę wam zdradzać fabuły, ponieważ odcinek jest naprawdę dobry i uważam, że warto się tą produkcją zainteresować, więc wymienię wam tylko kilka plusów.
1) Michael Emerson – zainteresowałam się serialem ze względu na tego aktora i nie żałuję. Emerson był świetny w Lost i jest świetny tutaj. Nie ma gorszej sceny, zawsze gra dobrze i lekko się go ogląda. Na końcu odcinka jest scena, gdy jego bohater rozmawia z Reesem i jest tam tekst, który mi od razu skojarzył się z Lostem:
„ - Dlaczego ja?
- Od dawna cię obserwowałem, John. Mamy więcej wspólnego, niż mógłbyś myśleć.”
Czy tylko ja tu widzę Bena i Johna Locke’a?
2) Motyw liczb – kolejne powiązanie z Lost. Osobiście lubię wszelkie teorie spiskowe, które są wytłumaczone za pomocą liczb, więc to już mi się tu podoba. Mam nadzieję, że motyw z numerami ubezpieczenia będzie ciekawie poprowadzony.
3) Szybka, zwarta akcja – to jest plus i to wielki. Odcinek wciąga, ogląda się to wszystko szybko i bardzo przyjemnie. Osobiście nie miałabym nic przeciwko obejrzeniu kolejnego.  Widzę w tym wszystkim J. J. Abramsa.

Serial warto zobaczyć choćby po to, żeby popatrzeć na Nowy Jork. Nie ma tu wprawdzie panoramicznych ujęć, które pokazywałyby miasto, ale akcja serialu dzieje się tam nie bez powodu. Maszyna, którą wykorzystują bohaterowie powstała z powodu 11 września, w NY mieszka mnóstwo ludzi co daje wiele możliwości na potoczenie losów bohaterów. W trzech słowach: obejrzyjcie, bo warto. 

poniedziałek, 19 września 2011

Serialowy kalendarz.

W ramach tego iż już jutro będzie można obejrzeć 2 premierowe odcinki How I Met Your Mother postanowiłam wam pokazać mój serialowy kalendarz na wrzesień i październik. Wygląda na pełny. :)
Zdjęcie można powiększyć.

Legenda:
Na niebiesko podkreśliłam wszystkie premierowe odcinki powracających seriali.
Na różowo podkreślone są nowości.
Na zielono jest halloweenowy odcinek Pretty Little Liars.
Wykrzykniki przy 4 odcinkach Body Of Proof oznaczają, że te odcinki były już emitowane w Polsce przy okazji emisji 1 sezonu na FoxLife.

I jak wam się podoba?

Słaby koniec słabego sezonu – parę słów o 4 sezonie True Blood.

Moja przygoda z True Blood trwa 5 miesięcy, więc dobrze pamiętam początki tego serialu oraz każdy sezon z osobna. Pierwszy był średni, drugi mnie denerwował, trzeci był świetny (Russell Edgington!), więc liczyłam na to, że czwarty również będzie dobry. Nie był.

(Uwaga w dalszej części zdradzam fabułę 4 sezonu, więc jak planujecie go oglądać to nie czytajcie notki.)

Zacznijmy od tego, że w finale 3 sezonu Sookie znika gdzieś ze swoją matką chrzestną. Dla mnie super. Liczyłam, że w 4 będzie trochę wróżkowych scen, że ona tam trochę pobędzie i dopiero potem wróci, gdzie wszyscy będą pytać „o, Sookie, gdzie Ty byłaś?!”. Pytali, ale bohaterka w tym „świecie” spędziła jakieś 5 minut, narobiła bałaganu i sobie poszła. Sama kraina (naprawdę nie wiem jak to nazwać) była jakaś taka dziwna, a te wróżki zmieniające się w potwory i strzelające kulami mocy. No proszę... Może niech jeszcze krzykną „transformacja!” i będzie zupełnie jak w Dragon Ball. Sookie wraca do domu i okazuje się, że minęło trochę więcej czasu niż zakładała. Jason jest policjantem, Bill został królem, Eric kupił jej dom, a całe miasto myśli, że ona nie żyje. Minął rok, ale jakoś tego nie zauważamy, bo mimo nowości w fabule ona szybko się gubią i przestajemy pamiętać, że był jakiś przeskok w czasie. Przeskok więc im się nie udał, a co więcej akcja sezonu znowu trwała jakieś 2 tygodnie, więc w 5 sezonie powinna być zima. Na śnieg nie liczę, ale mam nadzieję, że Sookie znowu nie będzie biegała w jednej ze swoich letnich sukienek.

W 4 sezonie pojawiają się kolejne magiczne rzeczy. Oprócz wampirów, zmiennokształtnych, panterołaków, wilkołaków i wróżki mamy tu jeszcze czarownice oraz medium. Szczerze powiem, że dalej nie wiem po co zrobiono z Lafayette’a medium i dochodzę do wniosku, że tam niedługo nikt nie będzie po prostu człowiekiem, każdy będzie kimś innym. Jeśli chodzi o wróżki to ich rola w 4 sezonie była ważna: Marnie postanowiła wyruszyć na wojnę z wampirami w czym początkowo pomaga jej Antonina (wiedźma spalona na stosie, która sprawiła, że wampiry wyszły w dzień na ulic) oraz grupka zwolenników, którzy później są przez nią przetrzymywani. Początkowo było ciekawie: Eric stracił pamięć przez co mieliśmy trochę śmiesznych (a potem męczących) scen i mogliśmy pooglądać jego relację z Sookie. Bill starał się udowodnić, że jest świetnym królem, Pam straciła twarz. Działo się, aż przestało. Wróciło TB, w którym akcja się wlecze, odcinki są bo są i tylko ich końcówki naprawdę coś znaczą. Tu chciałoby się napisać: ale ostatnie 3 odcinki były przecudowne i wynagrodziły całą mękę sezonu. Nie zrobiły tego. W prawdzie w 11 odcinku coś zaczęło się dziać: wampiry postanowiły zaatakować Marnie, oczywiście we wszystko zamieszana była Sookie, więc nie odbyło się bez łzawej sceny pod tytułem: „umrę tylko dlatego, żeby Sookie mogła żyć”. Marnie zginęła, ale nie do końca. Jej duch zawładnął ciałem Lafayette’a. Spodziewałam się, więc jakiegoś fajnego finału, a przynajmniej paru ładnych minut w czasie których byłoby to jakoś efektownie zakończone. Może ktoś był zachwycony tą sceną pod domem Billa, ale ja nie. Dla mnie była słaba, nawet bardzo słaba, a to jak Marnie sobie odeszła było rozczarowujące. Reszta finału nie była lepsza. Mieliśmy ciągnące się, lekko bezsensowne i nudne sceny. Kolejną łzawą scenę z trójkątem: Bill-Sookie-Eric, ale tym razem pod tytułem: „kocham was, ale nie mogę z wami być”. Ciekawa jestem jak długo wytrzyma w swoim postanowieniu: odcinek, dwa?

Jednak, żeby nie wyszło na to, że znalazłam same wady przyszedł czas na plusy tego sezonu (a bardziej finału). Jak zwykle w finale zamknięto wątek tego sezonu: Marinie i wiedźmy, ale pojawia się coś nowego. Pojawił się kolega z wojska Terry’ego, Arlene ucięła sobie pogawędkę (kolejne medium?!) z Rene, który ostrzegł ją przed Terrym co może oznaczać jedno: dowiemy się więcej o przeszłości Terrego i to nie będzie ładne (a przynajmniej na to liczę). Mamy również dwa powroty, które się łączą: wielebny Steve Newlin pojawił się w drzwiach Jasona jako wampir oraz Russell wydostał się spod betonu. Liczę, więc na to, że sezon 5 będzie bardzo podobny do sezonu 3 czyli będzie się kręcił głównie wokół wampirów. Kolejnym plusem są dla mnie śmierci dwóch nielubianych przeze mnie postaci. Po pierwsze Jesus, na którego scenarzyści jakby nie mieli pomysłu. Najpierw był pielęgniarzem, potem brujo, a na końcu skończył jako potężny czarodziej, który potrafi obudzić w sobie demona przez co zmieniał się jego wygląd. Po drugie Tara, na której zniknięcie liczyłam od pierwszego sezonu i mam nadzieję, że w 5 nie będzie w jakiś magiczny sposób żyła, bo to byłoby okrutne. 

Podsumowując 4 sezon był najsłabszym sezonem w historii True Blood. Nie wykorzystano możliwości jakie dawało pojawienie się wiedźm, wątki były bezsensowne i urywane, jakby scenarzyści dochodzili do tego samego co ja i postanawiali z tego zrezygnować. Niektóre sceny były zbyt długie i zbyt nudne przez co traciło się chęć do dalszego oglądania. Często również trzeba było czekać aż 40 minut, żeby wreszcie coś zaczęło się dziać. Mimo wszystko za rok zainteresuję się datą premiery 5 sezonu, bo zachęca mnie do tego powrót Russella i aktualny brak informacji na temat pojawienia się kolejnych „odmieńców”.   

piątek, 16 września 2011

Wilfred – wrażenia po pierwszym sezonie.

 
Ostatni odcinek pierwszego sezonu stacja FX wyemitowała tydzień temu, ale ja obejrzałam go dopiero teraz. I łatwo będzie mi napisać, że czekałam na coś takiego.

Serialem zainteresowałam się z kilku powodów. Jednym z nich było zobaczenie Elijaha Wooda w czymś innym niż „Władca pierścieni”. Kolejnym to, że był emitowany w wakacje kiedy nie ma zbyt wielu ciekawych produkcji do oglądania, a ostatnim był ciekawy pilot.
Wszystko zaczyna się w chwili, gdy Ryan próbuje popełnić samobójstwo. Pisze pożegnalny list (gdy go widzimy jest to któraś z kolei wersja, chyba 4), połyka garść tabletek, popija je alkoholem i kładzie się spać. Teraz mogłabym napisać, że następnie widzimy jak Ryana znajduje jego dziewczyna/siostra/matka/przyjaciel, ale nie mogę. Rano Ryan wstaje jak gdyby nigdy nic, tyle że może rozmawiać z psem swojej sąsiadki Wilfredem. Co w tym takiego dziwnego? To że pies dla Ryana odpowiada i mogą prowadzić normalne rozmowy. Nie będę ukrywała, że pilot mnie zachwycił. Było to coś innego, niezrozumiałego (co się stało i dlaczego tylko Ryan rozumie Wilfreda) i przyciągającego. Niestety dla mnie było tak tylko w pierwszym odcinku. Drugi miał ogromny spadek, oglądałam, bo już zaczęłam i miałam nadzieję, że jednak coś z tego będzie, nie było. Większość sezonu obejrzałam z nastawieniem: „zaczęłam to skończę, zostało już niewiele”. Coś się jednak zmieniło w czasie oglądania 12 odcinka. Przez cały sezon widzimy jak Ryan pomaga swojej sąsiadce Jennie przez co spędza dużo czasu z Wilfredem (czasami miałam wrażenie, że to już pies Ryana, a nie Jenny), a tu nagle musi podjąć decyzję: zostać tu gdzie jest czy lecieć z piękną kobietą do Włoch. Ryan podjął swoją decyzję, ale moim zdaniem w tym wszystkim jest duży udział Wilfreda. I tak doszłam do finału: sprawy z pracą Jenny się skomplikowały i z tego powodu Ryan, który jest prawnikiem, postanawia jej pomóc. Dochodzi do tego, że jest on gotowy zrobić wszystko, aby pomóc Jennie i sobie przy okazji: chce z nią wreszcie być, a nietylko pomagać jej w pracach domowych. Sezon kończy się tym, że Jenna wierzy, że jest w ciąży (widzowie wiedzą, że nie jest i że chodzi o inną bohaterkę), małżeństwo siostry Ryana rozpada się, a Ryan... 
Przez cały sezon Ryan i Wilfred spędzają dużo czasu w piwnicy domu Ryana. Najczęściej tam palą, ale były również inne sceny, np: widzieliśmy odpoczywającego tam Wilfreda bądź Ryana, który sprzątał w pudłach ze starymi rzeczami. Na końcu dowiadujemy się, że za drzwiami, gdzie powinny znajdować się schody do piwnicy jest szafa i żółta piłka Wilfreda. Wtedy pojawiają się pytania: czy Ryan śpi? Czy to wszystko to efekt zatrucia lekami bądź choroba psychiczna? Scenarzyści nie odpowiedzieli na ani jedno pytanie, ale stworzyli kolejne i aby uzyskać na nie odpowiedź trzeba czekać na 2 sezon.

Czy polecam obejrzenie tego serialu? Nie jest mi łatwo odpowiedzieć. Mamy świetny początek i świetny koniec, ale żeby dojść od początku do końca trzeba obejrzeć 11 średnich odcinków. Czy warto się przemęczyć? Moim zdaniem tak, więc jeśli nie mieliście jakiś konkretnych planów na zagospodarowanie 6,5h to teraz macie.

piątek, 9 września 2011

„New Girl” – wrażenia po pilocie.

Mimo iż telewizyjna premiera serialu będzie miała miejsce za 11 dni (20 września) to już teraz pilot serialu można obejrzeć online i gorąco to polecam.


Moje pierwsze wrażenie po obejrzeniu zapowiedzi: o nie, to już przecież było tyle razy. Drugie: no dobra może być ciekawie. I jest. Serial zaczyna się tą samą sceną, którą zaczyna się trailer, więc ma się małe wrażenie, że to już przecież było, ale dalej jest lepiej. Pilot daje nam szansę poznać bohaterów w pewnym stopniu. Mamy tu główną bohaterkę Jess, która właśnie rozstała się ze swoim chłopakiem i wprowadza się do mieszkania zamieszkanego przez trzech facetów: Schmidta, który jest pewny siebie (w czasie pilotu dwa razy widzimy go bez koszuli), ale potrafi dogadać się z Jess. Jest również kobieciarzem co można bardzo szybko zauważyć. Trenera, który nie potrafi rozmawiać z kobietami, a spora część jego wypowiedzi brzmi jak polecenia oraz Nicka, który 6 miesięcy wcześniej rozstał się ze swoją dziewczyną i nie potrafi sobie z tym poradzić.
W odcinku pokazany jest początek przyjaźni między bohaterami. Mężczyźni nie mogąc znieść Jess oglądającej po raz któryś „Dirty Dancing” wyciągają ją do baru, aby tam kogoś poznała. Pomagają jej przeboleć rozstanie i nie dopuszczają do tego, aby była kolejny raz zraniona. Dzięki temu mamy szansę zobaczyć jacy oni tak naprawdę są i co są w stanie dla siebie zrobić.

Było mi trudno znaleźć jeden powód dla którego warto zainteresować się tą produkcją, ale po pilocie ten problem zniknął. Mamy tu Zooey Deschanel, którą polubiłam w tej produkcji od pierwszego wejrzenia. Jej bohaterka śpiewa, jest otwarta, sympatyczna i lekko roztrzepana.  Mamy również trzech męskich bohaterów, którzy mogą się okazać naprawdę fajnymi bohaterami jeśli tylko scenarzyści nie postanowią nagle ich zmienić. Choć ja i tak mam już swojego ulubieńca – Nick podbił moje serce swoim brakiem pewności siebie i oddaniem dla przyjaciół. Jest również Cece, przyjaciółka Jess, która moim zdaniem będzie hamować niektóre zachowania chłopaków (i dobrze!). Co jeszcze? Obejrzyjcie pilot i zobaczcie, bo naprawdę warto. To moim zdaniem bardzo dobry sposób na spędzenie 25 minut. Mnie pilot przekonał do dalszego zainteresowania się tą produkcją i mam nadzieję, że drugi odcinek mnie nie zawiedzie.

poniedziałek, 5 września 2011

2 sezon „Przepisu na życie”


„Przepis na życie” to aktualnie jedyny polski serial, który oglądam na bieżąco. Ma dobrze dobraną obsadę (uwielbiam Adamczyka jako Andrzeja), fajne ujęcia i niebanalną fabułę. Jutro o 21:30 na TVNie startuje 2 sezon tego serialu, ale dwa pierwsze odcinki są już dostępne na TVN Player. W dzisiejszej notce opiszę moje wrażenie po pierwszym odcinku.

Ostatni odcinek 1 sezonu kończy się w momencie, gdy Anka zaczyna rodzić i od tego zaczyna się ten sezon. Odcinek krąży koło tego wątku: najpierw mamy poród, później widzimy synka, jest kolejna ciąża, ale ciągle gdzieś w tym wszystkim jest zgubiony telefon i tęsknota za Jerzym (bądź Anką). Odcinek trzyma poziom, mamy to do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić w pierwszym sezonie: gotowanie, rozmowy Andrzeja i Beatki bądź Mani i Grubej. Nie zmieniło się nic oprócz... Pory roku. W pierwszym sezonie produkcji akcja dzieje się w zimie. Mamy płaszcze, szaliki i jeżeli dobrze pamiętam śnieg. Drugi sezon powitał nas wiosenną, a nawet letnią pogodą. Syn Jerzego nawet wspomina o zbliżających się wakacjach. Ja rozumiem, że była przerwa w produkcji, ale czy nie dało się zrobić tego odrobinę prawdziwiej? Czy widzowie mają udać, że wcale nie minęły jakieś 3-4 miesiące i syn Anki powinien już tyle mieć, a nie być noworodkiem? Kolejną rzeczą, która rzuciła mi się w oczy to to, że Anka tak szybko zdobyła duplikat swojej karty. Zawsze wydawało mi się, że wyrobienie drugiej karty zajmuje trochę więcej niż 5 minut, ale czego się nie robi w telewizji. Trzecią rzeczą (i nie ostatnią) jest sprawa ze zniszczonym dowodem Jerzego. Poprawcie mnie, ale czy od jakiegoś czasu nie wystarczy nam dowód osobisty, żeby przekroczyć granicę? I ostatnia rzecz, dość zabawna. Polecam zwrócić uwagę na szalejący zegarek w meczu, który ogląda Klemens. Na początku jest 3:59, a następnie odpowiednio: 4:53 i 4:25, a na końcu sceny można usłyszeć jak komentator mówi o 67 minucie. Ciekawe, prawda? 

piątek, 2 września 2011

Wakacyjne serialowe odkrycia

Moje tegoroczne wakacje były długie i jeszcze trwają, więc miałam sporo czasu na poznanie nowych seriali. Dzisiejsza notka będzie poświęcona moim największym odkryciom.

1) Żona idealna (The Good Wife)
Serial prawniczy przedstawiający losy Alicji Florrick, która po ujawnieniu skandalu związanego z jej mężem musi przejąć rolę głowy rodziny. Właśnie w tym momencie poznajemy Alicię (graną przez Juliannę Margulies) – trochę niepewną nowej roli kobietę, która szuka sposobu na pogodzenie się z tym co zrobił jej mąż.
Początkowo serial mnie nie wciągnął. Oglądałam wszystko tylko nie to, gdy nagle nie miałam już czego oglądać. Wróciłam i wciągnęłam się na dobre. Możliwe, że to zasługa rozbudowującej się roli Kalindy (Archie Panjabi), spora zmiana (moim zdaniem na lepsze) w stylu bycia Cary’ego (Matt Czuchry), ale największym plusem było pojawienie się Elia Golda (Alan Cumming). 
Jest to bardzo dobrze napisany serial prawniczy, w którym życie głównej bohaterki odgrywa ważną rolę. W miarę oglądania dowiadujemy się coraz więcej o przeszłości jej i jej najbliższych i chcemy wiedzieć co będzie dalej. 
Premiera 3 sezonu zaplanowana jest na 25 września, więc macie jeszcze trochę czasu na zainteresowanie się tą produkcją, ale uwaga: wciąga.


2) Teoria wielkiego podrywu (The Bing Bang Theory)
Serial komediowy, w którym głównymi bohaterami są fizycy – Sheldon Cooper i Leonard Hofstadter oraz ich sąsiadka Penny. Równie ważnymi postaciami są Howard Wolowitz (inżynier) i Rajesh Koothrappali (astrofizyk), którzy są przyjaciółmi Sheldona i Leonarda i pracują z nimi na Uniwersytecie.
Serial pełen jest odniesień do fizyki i innych dziedzin nauki, ale nie zrażajcie się. Bardzo łatwo znaleźć w nim coś dla siebie i jest to doskonały sposób na spędzeniu 20 minut. Wielkim plusem tego serialu jest również Sheldon (Jim Parsons), który ma swoje różne zwyczaje, np: w każdy wtorek je chińszczyznę.

3) Słodkie kłamstewka (Pretty Little Liars)
Serial opowiada o pięciu nastolatkach. Jedna z nich ginie jednak w niewyjaśnionych okolicznościach, a rok później pozostałe zaczynają dostawać dziwne smsy.
Jest to serial, który ogląda się strasznie łatwo i przyjemnie. Wiele wątków jest dość przewidywalnych i mogą zrazić, ale z czasem serial wciąga na tyle, że chce się wiedzieć co będzie dalej. Plusem jest też to, że część sezonu emitowana jest w wakacje kiedy nie ma nic innego do oglądania. Jeśli poszukujecie miłej odskoczni od seriali dramatycznych na przykład to PLL jest dobrym wyborem.


Przy okazji wakacyjnych odkryć warto również wspomnieć o Układach (Damages), które odkryłam w tym roku i liczyłam, że nadrobię do czasu emisji nowych odcinków. Tak się niestety nie stało i ciągle liczę na to, że uda mi się wreszcie znaleźć trochę czasu dla tego serialu. Jest to świetny thriller prawniczy, którego akcja rozgrywa się w Nowym Jorku. Serial ma nietypową formę narracji – retrospekcje są tu naprawdę ważne i trzeba oglądać go dość uważnie. Dlaczego serial ten nie dostał oddzielnego punktu? Widziałam jedynie pierwszy sezon i trudno mi napisać o nim więcej niż to, co już napisałam.