niedziela, 16 października 2011

Bo ja pana nie rozumiem, panie Allen.

 
Ostatnio miałam okazję obejrzeć dwa filmy, za które odpowiada Woody Allen i po obu miałam takie samo wrażenie: „ale o co chodzi?”.

Pierwszym filmem jaki obejrzałam było „Wszystko gra” z Jonathan Rhys Meyers i Scarlett Johansson. Zainteresowałam się nim ze względu na Meyersa właśnie, bo chciałam go zobaczyć jako kogoś innego, a nie tylko jako Henryka VIII. To się udało, choć momentami widać w nim takie henrykowskie zachowanie pod tytułem: „bo liczę się ja i tylko ja” (ale spora ilość bohaterów tak ma, więc to wybaczam). Dla mnie na tym kończą się plusy teg filmu. Johansson mnie w tym filmie drażni. Jest nijaka i jest tam chyba na zasadzie takiej muchy uporczywie latającej koło głowy. Reszta bohaterów dla mnie nie istnieje, tylko Meyers jest widoczny i godny zapamiętania jako Chris. Sam film ciągnął mi się niemiłosiernie i byłam szczęśliwa, że to już koniec. Na szczęście zakończenie nadrabia trochę za cały film – zaczyna się coś dziać i szczerzę napiszę, że nie spodziewałam się takiego zakończenia. Sądziłam, że Chris jednak będzie z Nolą.

Drugim filmem było „Vicky Cristina Barcelona”. Jak dla mnie najgorzej spędzone 100 minut w ostatnim czasie. Już po 15 minutach miałam dość i gdyby nie fakt, że oglądałam go z koleżankami zostałby wyłączony. Plusem tego filmu jest dla mnie piosenka, którą można usłyszeć na początku. Jest przyjemna i szybko wpadła mi do głowy. Tu niestety plusy się kończą. Znowu mamy denerwującą Johansson, która w filmach Allena się nie sprawdza. Widziałam z nią 7 innych produkcji i tam mi pasowała, tu już nie. Nie rozumiem również dlaczego Penélope Cruz dostała za ten film tyle nagród. Jej postać jest denerwująca, mało wnosząca do filmu. Reszta aktorów po prostu tam była. Film jest nijaki, właściwie o niczym i jego głównym zadaniem było chyba tylko ukazanie Barcelony. Szkoda.

Możliwe, że ja tych filmów nie rozumiem, że mają w sobie jednak to coś, czego nie wszyscy mogą dostrzec. Możliwe również, że trafiłam na dwa słabsze filmy z wszystkich, które wyprodukował Allen (słyszałam taką opinię o „Vicky Cristina Barcelona”). Czy dam jeszcze szansę dla produkcji pana Allena? Pewnie tak, bo ciągle kusi mnie obejrzenie „O północy w Paryżu”. Może ten film sprawi, że pokocham Paryż a przy okazji Woody’ego Allena. Kto wie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz